Wciąż jest zapotrzebowanie na poezję

Możliwość komentowania Wciąż jest zapotrzebowanie na poezję została wyłączona Aktualności, Kultura

Rafał Różewicz, nominowany m.in. do do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius”, poeta i twórca literackiego magazynu „2Miesięcznik” w rozmowie z Filipem Bernatem opowiada o swoim najnowszym tomiku, zatytułowanym przewrotnie „Państwo przodem”, „szarej”, lecz inspirującej codzienności, sztuce oraz… rapowaniu w zespole.

Bywasz postrzegany jako „poeta polityczny”. Niby się z tym nie zgadzasz, ale jednocześnie tytułujesz swoje najnowsze dzieło w sposób kojarzący się z polityką. Jak to właściwie z tobą jest?

Uważam, że prawie wszystko jest polityczne, a poeta to ktoś taki, kto powinien odpowiednio reagować. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym się zamknąć w swoim świecie i być nieczuły na bodźce z zewnątrz. To, co się dzieje obecnie w Polsce i na świecie, mocno na mnie oddziałuje, więc fakt, że w tym czasie napisałem drugi tomik, który jest znacznie bardziej polityczny, uważam za całkowicie naturalny. Rzecz jasna, ta polityka jest odpowiednio przefiltrowana. Nie ma tam wielu odniesień do bieżących wydarzeń, nie ma wierszy „interwencyjnych”, aczkolwiek duch polityki nad tymi tekstami na pewno się unosi. To, że zalicza się mnie do „poetów politycznych”, nie ma dla mnie większego znaczenia, bo nie tworzę z myślą, że skoro określają mnie mianem politycznego, to muszę pisać tylko na tematy polityczne. Po prostu rzeczywistość mnie ukształtowała, takim jakim jestem, a że jest to rzeczywistość na wskroś polityczna, to nie miałem zbytniego wyboru – jako że pojęcie rzeczywistości w tekstach od czasu debiutu jest dla mnie kluczowe. Jednak – żeby nie wyglądało, że jestem tekściarzem wyłącznie od spraw ważnych – w „Państwie Przodem” znajdują się przynajmniej dwa erotyki. Choć nie liczyłem dokładnie. Są też wiersze o drabinie, gumie do żucia, rozlanej kawie, drzemiącym księgarzu, amerykańskich naukowcach. Bohaterem moich utworów jest też ludzik Lego. Kilkukrotnie pada słowo „granica”.

Czy poezja może w ogóle istnieć bez polityki, komentowania lub kontestowania spraw bieżących?

Owszem, może istnieć, ale trzeba mieć dużo samozaparcia, żeby konsekwentnie stać w swoich tekstach „obok”. Wydałem dopiero drugą książkę, więc siłą rzeczy nie jestem na tyle silny, żeby być całkowicie „osobnym” i nie wiem, czy mógłbym lub chciałbym być. Podziwiam twórców, których na to stać; na konsekwentną, od samego początku, eksploatację języka, nierzadko wolną od jakichkolwiek odprysków rzeczywistości. Ale do tego trzeba potężnej osłony i wyobraźni. Mnie tymczasem inspiruje zwykła, szara rzeczywistość, często niemalże niedostrzegalna. Lubię przekazywać ludziom to, czego nie widzą lub nie czują. Tak banalne zdarzenie, jak choćby zawalenie się regału w rzeczonej księgarni, sprawia, że chwytam za laptop i piszę. Najpierw jest jednak przedmiot, konkretna sytuacja, dopiero później dochodzi do tego polityka. Często rolę odgrywa tu podświadomość. Strach.

„Państwo…” ukazało się w październiku. Jak długo powstawała ta książka?

Pomysł pojawił się jakoś na początku 2015 roku. Mieszkałem wówczas w hotelu robotniczym, więc miałem dużo czasu na rozmyślania. Tymczasowa zmiana miejsca pozwoliła mi na głębsze zastanowienie się nad czymś takim, jak kwestia otoczenia. Konkretne miejsce, jako kolejna rzecz do opisania, zaraz po przedmiotach codziennego użytku, których pełno było w debiutankim „Product placement” (2014) – wydało mi się to ciekawe. Tym bardziej, że od dawna najwięcej czasu poza domem spędzałem właśnie w jednej z wrocławskich księgarń (wiem, to bardzo prozaiczne). Powstało więc kilka wierszy o niej traktujących i nawet je drukowałem, ale w mocno pierwotnych wersjach. Druga książka to podobno najgorszy czas dla autora, wóz albo przewóz. Zarówno u krytyków, jak i czytelników. Dlatego nie zależało mi na szybkiej publikacji, lecz przemyślanej, będącej w jakimś sensie kontynuacją debiutu, z pewnymi uwypuklonymi wątkami lub nawet całkowicie nowymi. Był to też czas intensywnego czytania Miłosza. Może to wydać się dziwne, biorąc pod uwagę fakt, iż za motto do „Państwa…” posłużył wers z Iwaszkiewicza, lecz muszę przyznać, że to właśnie Miłosz wydłużył mi frazę i sprawił, że uwierzyłem w powodzenie projektu. Zauważyłem bowiem, że jako autor nie skończyłem się na jednej książce, lecz jestem w stanie coś jeszcze napisać, a właściwie opisać. Księgarnia wydała się idealnym punktem zaczepienia. Niemniej jednak, do pisania wierszy w kontekście księgarnianym wróciłem dopiero jesienią, chwilę po tym, jak skończyłem prace nad debiutancką powieścią (napisałem ją ze względu na trzymiesięczny brak stałego dostępu do internetu). Pierwotnie myślałem, że najpierw wydam powieść, a dopiero później ten tomik. Traf jednak chciał, że wiersze pisało mi się na tyle dobrze, mniej więcej od końca listopada do lutego, że porzuciłem redagowanie powieści (której ostatecznie jeszcze nigdzie nie wysłałem) i w całości poświęciłem się tomikowi. Wyszło to trochę inaczej niż sobie zakładałem, ale całkowicie świadomie. Podsumowując więc tę długą odpowiedź: samo pisanie szło szybko, jednak przygotowania zajęły mi prawie rok.

Kto jest autorem okładki do tego tomiku? Jak dużą wagę przywiązujesz do warstwy graficznej swoich wydawnictw?

Autorką nie tylko okładki, ale i zdjęcia na skrzydełku jest Daria K. Kompf – projektantka, związana z Fundacją Duży Format, moim wydawcą. To była jedna z jej siedemnastu propozycji okładek, jakie dostałem, więc miałem w czym wybierać, choć propozycja jedyna czarna. Najradykalniejsza. Nie spodobała mi się od razu, byłem bliski wyboru innej, jednak ostatecznie doszedłem do wniosku, że „podświetlony”, trochę „neonowy” napis „Państwo przodem” jest właśnie tym, czego chcę. I wyszło świetnie. Bo na tej okładce nie widać zbytnio nazwiska autora, a w moim przypadku jest to nawet na rękę (śmiech). Wiesz, ja jestem półdaltonistą z certyfikatem grafika komputerowego, co jest rzeczą absurdalną, więc siłą rzeczy widzę tylko mało skomplikowane kolory. Minimalistyczne, acz sugestywne okładki, przemawiają więc do mnie najbardziej.

„Państwo przodem”… wyjaśnij, proszę, genezę tego tytułu. Jeśli mam być szczery, mi skojarzył się przede wszystkim z oddaniem krajowi prymatu nad interesami jednostki.

Tomik poświęcony jest przede wszystkim wspomnianej przeze mnie, wrocławskiej księgarni, w której znajdują się drzwi, przez które przepuszcza się gości wychodzących ze spotkania autorskiego. Gospodarz mówi w takich chwilach: „Państwo, proszę przodem”. Oczywiście, tytuł ma także polityczne konotacje i twoja interpretacja jest jak najbardziej trafna. Państwo przodem, a za nim naród. Choć to on, czyli naród, ma decydujący głos.

Państwo Przodem

Postrzegasz siebie jako patriotę? Co to słowo dla ciebie oznacza?

To bardzo trudne pytanie i myślę, że każda odpowiedź może być dziś odebrana negatywnie. Niemniej jednak, jak już mam na nie odpowiedzieć: patriotyzm rozumiem poprzez dbanie o to, żeby nie zaśmiecać publicznej przestrzeni, sprzątać po swom psie, udzielać się społecznie i charytatywnie, nie robić zakupów w niedzielę, a sprzątaczce mówić „dzień dobry”, kiedy mija się ją na schodach. Daleki jestem od nazywania „patriotami” ludzi, którzy dziś tak ochoczo się nimi tytułują. Koszulki, transparenty, race, marsze – to nie dla mnie. Wolę opłacić w tym czasie rachunki.

Wydaje się, że obecnie każdy może być autorem, tworzyć coś swojego i propagować to w internecie. Jakie miejsce, twoim zdaniem, zajmuje poezja w tym świecie? Kim są jej adresaci?

Poezją interesuje się grupa szaleńców, którym chce się przesiadywać nad wierszami, zamiast na przykład iść na mecz. Znany poeta niemiecki, Hans Magnus Enzensberger twierdził nawet, że w każdym kraju, niezależnie od populacji, poezja obchodzi dokładnie 1138 osób (co do prawdziwości wyliczeń mogę się nieznacznie mylić). To pokazuje, że wiersze znajdują się na absolutnym marginesie życia publicznego. Także w przestrzeni wirtualnej, choć poeci potrafią się tam doskonale organizować, stąd na przestrzeni 15 lat obserwowaliśmy prawdziwy wysyp poetyckich portali, które w pewnym momencie konstytuowały życie poetyckie w Polsce. To tam poznałem wielu świetnych ludzi, z którymi do teraz utrzymuję kontakt. Niemniej jednak, żeby się tam znaleźć, trzeba wcześniej choć trochę interesować się współczesną poezją. Mieć świadomość, że w ogóle istnieje coś takiego, jak „poezja w sieci” i umieć ją „wyguglać”. Sama poezja „sieciowa”, „cybernetyczna”, która ujarzmiła internet i funkcjonuje przede wszystkim w tej przestrzeni, już istnieje (i ma się dobrze), ale to trochę inny temat.

Jaką przyszłość ma poezja? Ten pomnik jest twardszy niż ze spiżu, ale czy przetrwa pokolenie wychowane na Facebooku? Czy za kilkanaście albo kilkadziesiąt lat będzie jeszcze w ogóle zapotrzebowanie na tego typu twórczość?

Nie używałbym klisz tego typu – że spiż, że pomnik, to naprawdę nie służy nam, twórcom, których życie toczy się podobnie, jak u innych ludzi. Nie jesteśmy oderwani od życia, przeciwnie: jesteśmy bardziej zrośnięci z rzeczywistością, niż się wydaje. Romantyczne przeświadczenie o doniosłości bycia poetą/wieszczem trywializuje naszą pracę i sprawia, że traktuje się nas z przymrużeniem oka, szyderczym uśmieszkiem, trochę jak niegroźnych wariatów, którym nierzadko nie trzeba płacić za publikacje czy spotkania. Smutne to, bo podobno jesteśmy najbardziej rozpoetyzowanym narodem świata. A czy będzie zapotrzebowanie na poezję w przyszłości? Wiesz, jak zaczynałem pisać dziesięć lat temu, to byłem pewien, że jak umrą Szymborska, Różewicz, to poezja umrze wraz z nimi, a ja będę jedyną osobą z naszego „pokolenia”, która będzie się tym trupem zajmować. Okazało się jednak, ze jest zupełnie inaczej. I, co zauważam z dużą satysfakcją, młodsi od nas, wychowani właśnie na Facebooku, te wszystkie roczniki ’95, ’97, ba nawet roczniki ’00 i ’01, też już zaczynają pisać. Stwierdzenie, że poezja umiera, jest więc przedwczesne. Przyjdą po nas inni, to niemal pewne. I pociągną to dalej, bo nikt ich do tego nie zmusza. Robią to sami z siebie.

Jesteś cenionym poetą, zapraszanym na różnego rodzaju wydarzenia i debaty artystyczne, a także wydawcą literackiego magazynu „2Miesięcznik”. Jak oceniasz kondycję polskiej literatury?

Nie przesadzałbym z tym, że jestem taki ceniony, może lepiej pasowałoby tu określenie „obiecujący” albo „lubiany”. Cenionym można być, jak się ma na koncie dziesięć tomików, wybory wierszy, szkice o twórczości, a nie dwa zbiory, jak w moim przypadku. Z oceną kondycji literatury też bym się wstrzymał, ponieważ nie widzę siebie w roli autorytetu, który ma prawo wydawać wyroki. Zapytaj o to krytyków. Niemniej jednak, od ostatniego Nobla dla Szymborskiej minęło już 20 lat – to niestety o czymś świadczy. Szkoda też, że nasza poezja jest tak mało popularna w kraju, w którym podobno każdy pisze wiersze. A przecież polska poezja jest jedną z najlepszych na świecie.

Rafał Różewicz
Fot. Daria K. Kompf – Fundacja Duży Format

Co najchętniej czytasz? Po jakich autorów sięgasz?

Dużo współczesnej poezji, zdarza mi się czytać kilkanaście tomików miesięcznie, nie licząc powieści, książek naukowych, biografii. Lubię czytać opracowania współczesnych filozofów kultury, ekonomistów, politologów – to pewnie przez to polityki jest u mnie obecnie więcej, niż kiedyś. Chcę być na bieżąco, choć ostatnio niewiele czytam. Wiesz, jesień, chandra, te sprawy. Ulubionych autorów też nie mam, raczej książki. Do tych „naj” zaliczyłbym cykl „Dzieci Arbatu” Anatolija Rybakowa, „Auto da fé” Eliasa Canettiego, tomiki Mirona Białoszewskiego, Stanisława Barańczaka, Ryszarda Krynickiego, Konrada Góry, Ewy Lipskiej… A jeśli chodzi o debiutantów: ostatnio bardzo mi się spodobał tomik Dawida Mateusza „Stacja wieży ciśnień”. Dla mnie absolutnie debiut roku i mam nadzieję, że Dawid niejedną nagrodę za tę książkę dostanie.

Jesteś kojarzony przede wszystkim z literaturą, ale ciekawi mnie, czy inspirują cię także inne formy sztuki. Na przykład jakie filmy lubisz, czy chodzisz do teatru lub na wernisaże?

Mam mówić prawdę, czy mogę skłamać? Oczywiście, że chodzę do teatru, opery, na wernisaże, ze wszystkimi pijam szampana, rozmawiam o Oskarze Kokoschce, Egonie Schiele… A tak naprawdę to siedzę w domu, odświeżam Facebooka i rzadko gdziekolwiek wychodzę, bo jestem typem domatora, który uwielbia leżeć i spać. Słucham trance’u, bo dobrze mi się przy nim pisze (rytmicznie) i właściwie o sobie za wiele nie mogę powiedzieć. Aha, kiedyś trochę rapowałem, byłem w jednym zespole. Kumpel z tej formacji wydał nawet dwa lata temu płytę w UK. Ja natomiast na pierwszym i ostatnim koncercie zapomniałem tekstu własnej piosenki. Poza tym robię zdjęcia przesyłkom, które następnie wysyłam pocztą. Sam nie wiem dlaczego. A tak to praca, dom, praca, księgarnia, dziewczyna. Na szczęście ta zwyczajność w jakiś sposób mnie pociąga. „I to by było na tyle”. Widziałem zdjęcie z takim napisem na czyimś nagrobku.

Co skłoniło cię do założenia „2Miesięcznika”? Z jakim odzewem spotykają się te wydania?

Od bodajże 2013 roku jestem jednym z redaktorów magazynu „Inter-Literatura-Krytyka-Kultura”. Odpowiadam w nim za kronikę literacką. Jego założyciel i zarazem redaktor mojego tomiku – poeta, prozaik, doktor nauk humanistycznych, Tomek Dalasiński, w sierpniu 2014 roku wpadł na pomysł stworzenia cyklicznego dodatku do numeru głównego. Tak powstał „2Miesięcznik”, który w niedługim czasie przekształcił się w osobny magazyn, poświęcony twórcom urodzonym w latach 80-tych i 90-tych (ze szczególnym naciskiem właśnie na lata 90-te). Magazyn, redagowany przeze mnie, Anię Pawlik, Olę Dańczyszyn i Kasię Mikołajewską, przy nieocenionym wsparciu Marcina Kleinszmidta, Jacka Żebrowskiego i Mateusza Dworka, spotkał się z pewnym odzewem: powstało kilka artykułów i polemik na ten temat, mniej lub bardziej krytykujących „ideę pokoleniowości”. Cieszy się on jednak dużym zainteresowaniem wśród młodych poetów, prozaików, recenzentów, fotografów, czy grafików. Najwięcej propozycji do publikacji, bo aż 100 i to od ludzi z całej Polski, dostałem w trakcie trwania naboru do jednego z numerów: zaczynając od uznanych już autorów, a na debiutantach kończąc. Właśnie publikowanie debiutantów, często uczniów liceów, mnie najbardziej cieszy. To znak, że na poezję istnieje, mimo całej tej skromnej otoczki, jakieś zapotrzebowanie.

2Miesięcznik

Wiem, że na grudzień szykujesz specjalne, podsumowujące rok wydanie. Czego możemy się spodziewać?

Czy ja wiem, czy specjalne? Dla mnie będzie to robota taka sama, jak przy każdym numerze, dojdzie tylko więcej tekstów (mam nadzieję). Podsumowania roku są już pewną tradycją w światku literackim; zawsze w okolicach grudnia i stycznia grupa krytyków na łamach rozmaitych pism podsumowuje rok poetycki, przywołując wydane w międzyczasie książki i typując je do nagród. Zazwyczaj tym podsumowaniom towarzyszą gorące dyskusje środowiskowe, bo każdy chciałby w takim podsumowaniu zostać ujętym. Nie inaczej jest przy okazji naszych podsumowań, które zbudowane są na zasadzie dwugłosu lub trójgłosu. A wygląda to tak, że zapraszam kilku młodych krytyków do napisania swoich podsumowań, które potem publikuję w tym, jak to tu nazwałeś, specjalnym numerze. Myślę, że to ciekawa lektura, jako że czasem te podsumowania nie pokrywają się ze sobą albo właśnie się pokrywają i już można mniej więcej zobaczyć, za jakimi książkami krytycy przepadają, a jakie odeszły w mrok ich niepamięci. Prócz tego tradycyjnie już będziemy mieli gości numeru, czyli poetów starszych i uznanych, których zapraszam najczęściej osobiście do zaprezentowania własnej twórczości na łamach „2Miesięcznika”. W grudniu będą to: Konrad Góra i Grzegorz Tomicki. Dodatkowo wywiady, recenzje…

„Państwo przodem” już w księgarniach, a czy ty myślisz o kolejnych publikacjach?

Na razie myślę o tym, żeby przede wszystkim nacieszyć się nową książką i odpocząć, choć to nie będzie łatwe. W grudniu wypuszczam nowy numer „2Miesięcznika”, ponadto redaguję antologię wierszy autorów, których dotychczas publikowaliśmy na łamach magazynu. No i ta moja powieść – powinienem wziąć się za jej redakcję, ale z drugiej strony nie spieszy mi się, żeby ją wydawać, bo to trudny temat, lokalny. Jest więc trochę rzeczy do zrobienia. Literatura to bowiem praca, jak każda inna, o czym chcę, żeby pamiętano.

Z najnowszym numerem „2Miesięcznika” można zapoznać się bezpłatnie tutaj.

„I to by było na tyle”.

Rafał Różewicz – rocznik ’90, pochodzi z Nowej Rudy. Twórca tekstów poetyckich, redaktor naczelny „2Miesięcznika. Pisma ludzi przełomowych”. Autor tomików: Product placement (2014), za który był nominowany m.in. do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius” w kategorii „debiut roku” (2015) i Nagrody Kulturalnej „wARTo” w kategorii „literatura” (2015) oraz najnowszego Państwo przodem (Fundacja Duży Format/ Biuro Festiwalowe IMPART 2016, Warszawa/Wrocław 2016). Współredaktor książki Rówieśnicy III RP. 89+ w poezji polskiej (2015). Laureat konkursów poetyckich m.in. I Nagrody w XXIII Konkursie im. K.K. Baczyńskiego (2014). Publikował m.in. w „Odrze”, „Wakacie”, „Pro Arte”, „Pressjach” oraz „Helikopterze”. Tłumaczony na język ukraiński. Mieszka we Wrocławiu.

 

Udostępnij...Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on LinkedInEmail this to someone